Wiosenne narty - przyjemność, zalety, zagrożenia

Część z nas ma to szczęście, że wyjedzie jeszcze na narty. Niektórzy po raz kolejny w tym sezonie, inni po raz pierwszy - wyczekany. Wiosenne narty rządzą się swoimi prawami, są specyficzne. Nieco odmienne od nart ?zimowych?. Jeżeli jedziecie na narty wiosną po raz pierwszy (albo zastanawiacie się nad tym) to mamy dla Was kilka porad.

Śnieg jest inny.

To jest bezdyskusyjne. W końcu to nie grudzień czy styczeń, kiedy temperatury oscylują wokół minus 10 stopni Celsjusza. W marcu i kwietniu jest zdecydowanie cieplej. Jeżeli jesteśmy zwolennikami ostrej, quasi zawodniczej jazdy po twardym jak lód śniegu to możemy mieć kłopot ze znalezieniem odpowiednich dla siebie warunków. A na pewno będziemy musieli wychodzić jak najwcześniej na narty, żeby załapać się na śnieg jeszcze zmrożony po nocy. Jeśli natomiast lubimy mieć na stoku miękko i wygodnie - to będziemy zapewne w siódmym niebie. Wiosna to warunki dla takich właśnie osób.

Ale, ale... nie wszystko złe, co się wiąże z wiosennym śniegiem. Istnieje zjawisko tak zwanego firnu . Jest to specjalny rodzaj śniegu, który powstaje wtedy kiedy występują duże różnice temperatur pomiędzy nocą a dniem. Są narciarze, którzy upodobali sobie jazdę po firnie i czekają na niego cały rok. Na pewno jest to odmienne doświadczenie od jazdy w grudniu czy styczniu.

Uwaga. Generalnie pod koniec marca może już być słabo ze śniegiem. Dlatego sugerujemy wyjazdy na lodowce albo w miejscowości, gdzie lodowiec jest w pobliżu jako "wyjście awaryjne".

Druga uwaga. Lawiny! Niestety wiosna to zdecydowanie okres zwiększonego lawinowego ryzyka. Bądźmy zatem ostrożni i rozsądni, zwłaszcza miłośnicy jazdy off-piste.

Słońce.

Słońce jest oczywiście największą zaletą marcowo-kwietniowych nart. Większość z nas właśnie dlatego odkłada (z niecierpliwością) wyjazd do tej pory roku, aby rozkoszować się jego cudownymi promieniami. I to oczywiście jest prawda. Dzień jest dłuższy, słońce wstaje wcześniej, nie ma całej tej zimowej deprechy. A z takich nart z reguły wracamy "strzaskani na heban". Ale pamiętajmy. Takie słońce jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczne! Jesteśmy na ponad 2000 m, cera jest po zimie nieprzyzwyczajona, słońce operuje bardzo silnie, nawet przez chmury. A dodatkowo odbija się jeszcze od śniegu. Bezdyskusyjnie, choćbyśmy byli nie wiadomo jak spragnieni "kąpieli słonecznej" musimy używać kremów z filtrem. I to najlepiej minimum 20. Oparzenia drugiego albo i trzeciego stopnia to nie miejska legenda. Ja osobiście znam osoby, które po pierwszym dniu szalonego opalania się na nartach musiały spędzić 3 kolejne w szpitalu lub hotelu z okładami na twarzy. Nie warto. Opalajmy się ale z głową.

Ogólna atmosfera.

Moim skromnym zdaniem generalnie nie ma to jak wiosenne narty! Jak już pisałam. Dzień jest dłuższy, organizm obudzony po zimowym śnie jest pełen energii i chęci do życia. Wstaje nam się łatwiej, mamy więcej sił. Wracając po nartach jeszcze nie zawsze jest ciemno. Dookoła zazwyczaj już zielone stoki. Dodatkowo na ogół nie grożą nam też tłumy. Ferie się skończyły, raczej nie zostaniemy zaatakowani przez 10 szkółek narciarskich z dzieciakami. Aha, no i nie zapominajmy o jednym wartym polecenia aspekcie. Ceny wszędzie są już z reguły niższe! Ponieważ jest już poza sezonem to i nocleg i skipass będzie nas kosztował mniej niż w styczniu czy lutym. A jeżeli rozejrzymy się uważnie, to możemy nawet trafić na tydzień free ski, czyli skipassu w cenie noclegu. Doprawdy żyć nie umierać!

Anna Chodkiewicz

Copyright © Agora SA