Polacy po raz pierwszy na zawodach Pucharu Świata w Inline Alpine [RELACJA]

Polscy zawodnicy inline alpine po raz pierwszy wystartowali w zawodach Pucharu Świata. Mówią, że jak na debiut poszło im całkiem nieźle. Liczą też, że wiecie, o jakim sporcie właśnie czytacie... Inline Alpine to oryginalny sposób na trening narciarski i ogólnorozwojowy poza sezonem!

Kilkanaście lat temu, którejś wiosny, szwajcarscy alpejczycy odpięli narty i zdjęli narciarskie buty. Założyli rolki, slalomowe tyczki przymocowali, za pomocą ciężkich podstaw, do lekko nachylonego odcinka asfaltu. Tak powstała dyscyplina sportu, która wiernie imituje narciarstwo zjazdowe. W niektórych krajach (przede wszystkim w Czechach, Niemczech i Włoszech) już po kilku latach stała się popularnym uzupełnieniem treningu alpejczyków. Wielu zawodników całkowicie przerzuciło się na inline alpine, dając silny impuls do rozwoju młodej dyscypliny. Powstały ligi krajowe oraz cykle zawodów międzynarodowych: Mistrzostwa Świata, Mistrzostwa Europy oraz Puchar Świata.

Od partyzantki do Pucharu Świata

Pomijając kameralne, regionalne inicjatywy, w Polsce inline alpine zaistniało w świadomości narciarzy na przełomie 2013 i 2014 roku. Wtedy to Marcin Kapuściński i Piotr Bareński zaczęli organizować w Warszawie regularne treningi: najpierw na ul. Agrykola, następnie pod Stadionem Narodowym.

Niedługo później Marcin i Piotr zorganizowali pierwsze w Polsce zawody w tej niszowej konkurencji: Warszawską Ligę Inline Alpine . W tym sezonie WLIA to już cykl 10 podzielonych na 2 rundy spotkań. W planach na ten rok organizatorzy mają również rozegranie zawodów AZS Inline Alpine CUP, czyli wersji "studenckiej", której pierwsza edycja odbyła się w zeszłym sezonie, oraz zawody dla dzieci trenujących w klubach narciarstwo alpejskie.

Wiadomości o nabierającej sił inicjatywie szybko dotarły do zagranicznych zawodników, trenerów i działaczy. Rozmowy z Europejskim Komitetem Inline Alpine przebiegały sprawnie, konkretnie i w serdecznej atmosferze. Obydwie strony zdają sobie sprawę, że start Polaków w Pucharze Świata to nie tylko spełnienie marzeń, ale też ukoronowanie ostatnich dwóch sezonów, które sumiennie przepracowaliśmy. - mówi Marcin Kapuściński, zawodnik i kapitan teamu, który wystąpił w dniach 20-21 czerwca w czeskim Jirkovie - Wygląda na to, że znaleźliśmy konkurencję, w której wkrótce możemy ścigać się z najlepszymi, nie będąc outsajderami. Tym samym trochę leczymy się z kompleksu "białej plamy" na mapie narciarskiego świata. Większość z nas jeździła na nartach mniej lub bardziej profesjonalnie i ciężko nam było wyobrazić sobie sytuację, w której nasze nazwisko widnieje na pierwszej stronie wyników zawodów Pucharu Świata. Okazuje się, że regularnie trenując w dobrych warunkach - a takie zapewnia nam Stadion Narodowy - mamy szansę przekroczyć granicę między amatorstwem a zawodowstwem i podjąć wyrównaną rywalizację ze światową czołówką.

Potwierdzeniem słów Kapuścińskiego są wyniki Aleksandry Mioduszewskiej i Antoniego Zalewskiego, którzy w Jirkovie uplasowali się najbliżej ścisłej europejskiej czołówki, zajmując odpowiednio 9. i 12. miejsce. W pierwszej trzydziestce mężczyzn zmieściło się aż czterech zawodników z Polski - rzecz niespotykana w dyscyplinach alpejskich. Nie do przeoczenia jest też występ Igi Bartkowskiej (rocznik 2004), która nie mogąc uczestniczyć, ze względu na swój wiek, w zawodach Pucharu Świata, wystartowała w ramach rozgrywanego w tym samym czasie Pucharu Czech. Młoda zawodniczka, reprezentująca w dyscyplinach alpejskich Warszawski Klub Narciarski, w sobotnim debiucie zajęła 2., w niedzielę 3. miejsce!

źródło: informacja prasowa

Powrót z Czech, powrót do pracy u podstaw

Team, który wystartował w czeskim Jirkovie, na najbliższe miesiące stawia przed sobą dwa cele: przygotowania do startu w tegorocznych Mistrzostwach Europy oraz próbę przełożenia rozgłosu, jaki wywołał start w Pucharze Świata, na rozwój i popularyzację inline alpine w Polsce.

W Polsce istnieje szerokie grono amatorów, którzy mogliby być zainteresowani treningami inline alpine. - ocenia Marcin Kapuściński - Większość narciarzy, którzy w zimę jeżdżą slalom, nie zdaje sobie sprawy z istnienia jego "ulicznego" odpowiednika. Całe szczęście, stadionowe wyczyny Warszawiaków powoli "pączkują". W kilku miastach zaczynają powstawać odpowiedniki Warszawskiej Ligi Inline Alpine. Mam tu na myśli przede wszystkim Wrocław, ale też Trójmiasto, Poznań, czy też Katowice. Rywalizacja będzie rosnąć bardzo szybko. Pamiętajmy też, że nasi najlepsi alpejczycy jeszcze nie założyli rolek. Z zagranicznych doświadczeń wynika, że to właśnie douczony "rolkowo" narciarz ma większe szanse w tej dyscyplinie, niż rolkarz bez doświadczenia "slalomowego".

Inline Alpine - którą drogą iść?

Jak należy traktować Inline Alpine na dzień dzisiejszy? Czy jako środek treningowy, wspomagający rozwój młodych narciarzy, czy jako konkurencję samą w sobie?

MK: Byłoby fantastycznie, gdyby okazało się, że dzięki popularyzacji Inline alpine, szczególnie wśród młodszej młodzieży, wychowamy kiedyś narciarskiego slalomistę Pucharu Świata. Nie wdając się w szczegóły, jazda na rolkach po slalomie to dla alpejczyka świetna forma treningu. W dodatku, nie wiąże się z dużymi kosztami. Jestem również przekonany, że mamy obecnie niepowtarzalną szansę na stworzenia profesjonalnego teamu, skupionego przez kilka miesięcy w roku na inline alpine i walczącego w zawodach najwyższej rangi.

Chcesz wiedzieć więcej? Polub Warszawską Ligę Inline Alpine na Facebooku

Copyright © Agora SA