Przed ekipą Red Bull'a nie byle jakie wyzwanie. Przenieść duże zawody, w których startuje trzysta osób, a oprócz nich są jeszcze dziennikarze, fotografowie, technicy, opiekunowie celebrytów i wszelkiej maści inni, niezbędni ludzie. Wśród zawodników duże rozczarowanie, bo to już zupełnie inny wyścig. Z drugiej strony BEZ WĄTPIENIA fajnie, że mimo wszystko coś się wydarzy. Alternatywą było odwołanie wyścigu.
Na Kasprowym zjazd na krechę to prawdziwa przygoda. Trzeba szybko biegać i nie dać się stratować na początku, sprawnie uciec z tłumu na wąskim trawersie i ostrym zakręcie jeszcze przed kotłem. Dalej zawodnicy muszą wykazać się techniką narciarską (lub snowboardową) - jest zjazd z naprawdę stromej ściany, kilka skrętów, bula, po czym wąska i długa nartostrada, na której liczy się sprzęt, waga, a w pewnym momentach również technika Justyny Kowalczyk.
Link do filmu pokazującego trasę zjazdu z Kasprowego
Kotelnica to zupełnie inna historia, ale lepiej tak niż w ogóle. Stok ma długość około 1400 m i nie należy do stromych. Najszybszy zawodnik pokonał trasę w mniej więcej półtorej minuty (długość trasy wyścigu z Kasprowego to około 8km, a najlepszy czas wynosi ponad 6 minut). Na Kotelnicy trudno się zmęczyć.
Drzemka w busie i jesteśmy pod stokiem. Zawodnicy zjeżdżają się busami, obsługa zaczyna instalować sprzęt. Brama, namiot, znaki, muzyka. I jest ok. Na tyle, na ile to możliwe o ósmej rano w niedzielę. Kanapka ze sreberka i soczek z kartonika. Dostajemy chipy do pomiaru czasu. Przyczepia się je do buta narciarskiego i stąd wiadomo, kto kiedy dojeżdża. Na metę wpada po kila osób na raz, bez tego by się nie dało, a z tym wyniki zawodów są dostępne w ciągu kilku minut od zakończenia zjazdu. Krzesełko do góry, krótkie podejście i kluczowa sprawa - gdzie zostawić sprzęt? Ma być łatwo dostępny, stać tak, żeby się komuś nie pomylił, nie może zjechać, spaść, zakopać się w śniegu Od tego naprawdę dużo zależy. Szukanie sprzętu eliminuje z walki o najlepsze miejsca, zwłaszcza na tak krótkie trasie. Wbijam z prawej strony, w drugim rzędzie. Zakładam, że jak tam dobiegnę to i tak pierwszego już nie będzie. Na start. Jest nas prawie trzysta osób, teoretycznie w trzydziestu rzędach, ale im bliżej startu, tym ciaśniej przy starcie i tym bardziej przemieszane numeru. 10, 9, 8 serce bije coraz szybciej.
Przeżycie niesamowite, ale czas tak krótki, że pozostaje niedosyt - wyścig skończył się, zanim tak naprawdę zaczęliśmy. Za rok na pewno spróbuję znowu, licząc na większą łaskawość pogody.
Podsumowanie oraz galeria z zawodów Red Bull Zjazd na Krechę 2013