Poważny wypadek Sarah Burke

Kanadyjska narciarka Sarah Burke, Mistrzyni Świata w halfpipe (Rukka, 2005), wielokrotna zwyciężczyni X-Games uległa groźnemu wypadkowi podczas treningu na halfpipe w Park City.Jest w stanie śpiączki śpiączki farmakologicznej.

Sarah wylądowała na dnie rynny i upadając uderzyła się w głowę. Przewieziono ją helikopterem do Szpitala Uniwersyteckiego w Salt Lake City, gdzie lekarze wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej. Sarah przeszła już pomyślnie operację uszkodzonej tętnicy kręgowej, która powodowała krwawienie do mózgu, ale jej stan wciąż określany jest jako krytyczny. Lekarze są ostrożni w jakichkolwiek rokowaniach. Mąż Sarah - Rory Bushfield wraz z jej rodziną czuwają przy łóżku narciarki, a fani przesyłają życzenia zdrowia i wyrazy otuchy za pośrednictwem strony www.facebook.com/pages/Sarah-Burke/

Wywiad jaki Sarah Burke udzieliła kilka tygodni temu SKI magazynowi

Sarah Burke jest jedną z pierwszych kobiet, które zajęły się freeskiingiem. Przez lata wielokrotnie stawała na podium najważniejszych zawodów w świecie sportów akcji (m.in. X Games) i wciąż wyznacza poziom rywalizacji wśród kobiet. Tym razem znalazła kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania SKI magazynu.

Jacek Będkowski: Dlaczego freeskiing?

Sarah Burke: Moja rodzina od zawsze jest związana z narciarstwem. Myślę, że po prostu miałam to we krwi. Od najmłodszych lat lubiłam jeździć na rolkach, właściwie lubiłam wszystkie sporty związane ze skakaniem. Kiedy pojawił się freeskiing, było to coś dla mnie. Od razu się tym zainteresowałam.

JB: Podobnie jak kilku innych pionierów freeskiingu startowałaś wcześniej w zawodach freestyleowych na muldach. Co sprawiło, że zdecydowałaś się na jazdę w snowparku w halfpipie i poza trasami?

SB: Rzeczywiście przez kilka lat startowałam w zawodach na muldach. Historia jest prosta, kiedyś zobaczyłam grupę chłopaków jeżdżących w zupełnie inny sposób. Też było to narciarstwo akrobatyczne, ale było nowe i jak się okazało wyznaczyło kierunek rozwoju tego sportu. Było to dla mnie bardzo ekscytujące i po prostu chciałam uczestniczyć w tym, co się wtedy działo. Zaczęłam trenować nowe ewolucje i po jakimś czasie nawet je lądować

JB: Czy kiedykolwiek słyszałaś, by ktoś powiedział: to nie jest sport dla dziewczyn?

SB: Hahaha Nie, nigdy nie słyszałam, by ktoś powiedział dokładnie to, ale zdarzyło mi się usłyszeć: "Nie ma dziewczyn, które uprawiają ten sport, więc ty także nie możesz." Oczywiście nie powstrzymało mnie to i dalej konkurowałam z chłopakami.

JB: Czy kobietom trudniej jest uprawiać freeskiing?

SB: Nie powiedziałabym, że jest trudniej, ale z pewnością przez to, że jesteśmy inaczej zbudowane, pewne rzeczy wykonujemy inaczej.

JB: Kiedy ten sport powstawał, nie było zbyt wiele miejsca dla kobiet. Brak oddzielnych konkurencji w czasie, trudniejszy dostęp do sponsorów. Jak to się stało, że w wieku 18 lat byłaś w stanie zarobić z tego sportu wystarczająco dużo, by się utrzymać i podróżować?

SB: Paradoksalnie właśnie opisana sytuacja mi pomogła. Nie było innych dziewczyn, więc poświęcano mi wiele uwagi w czasie różnych imprez. Dla sponsora była to doskonała okazja, bo ludzie zawsze chcieli dowiedzieć się więcej o dziewczynie, która pokonała w zawodach chłopaków. Myślę, że wielu dziewczynom obserwowanie tego, co się dzieje, pomogło zdecydować się na spróbowanie swoich sił we freeskiingu.

JB: Czy w tym czasie był ktoś, kto Ci szczególnie pomógł?

SB: The New Canadian Airforce - tych kilku chłopaków zawsze udzielało mi wsparcia i bardzo pomagało. Dostałam od nich wiele dobrych rad.

JB: Jaka była Twoja reakcja po tym, jak podpisałaś pierwszy kontrakt?

SB: Skakałam i krzyczałam! Nie mogłam uwierzyć, że duża korporacja będzie dawała mi narty, buty i inny sprzęt i to za darmo!

JB: Podpisanie kontraktu sprawiło, że narciarstwo stało się de facto Twoim zawodem. Jak wygląda praca freeskierki?

SB: Przede wszystkim mam wrażenie, że im lepszy człowiek jest, tym mniej czasu ma na jazdę na nartach. Rzadko spędzam czas na stoku tylko dla swojej przyjemności. Jak w przypadku każdej innej pracy, jest cała biznesowa strona tego, co robię, o której wiele osób nie wie. Jeżeli akurat nie startuję w zawodach, to najprawdopodobniej jestem na sesji zdjęciowej lub próbuję zdobyć kilka ujęć do filmu. Bardzo prawdopodobne, że trenuję do innych zawodów albo akurat podróżuję na drugi koniec świata, by gdzieś wystartować. Jeżeli nie robię akurat żadnego z wyżej wymienionych, to najprawdopodobniej robimy sesję do katalogu Roxy albo udzielam wywiadu przez telefon. Oczywiście, nie chcę, by ktokolwiek zrozumiał mnie źle, uważam, że mam ogromne szczęście mogąc robić to, co kocham, ale jak w każdej pracy nie cierpię na nadmiar wolnego czasu.

JB: Do obowiązków, które wymieniłaś, dochodzi chyba także projektowanie sprzętu i ubrań?

SB: To fakt. Bardzo się cieszę ze współpracy z Roxy. Możliwość wzięcia udziału w procesie projektowania jest wspaniałym doświadczeniem. Jedną rzeczą jest wiedzieć, co się lubi nosić na stoku, zupełnie inną jest możliwość zaprojektowania tego. Można dowiedzieć się wiele o tym, jakie są możliwości łączenia różnych elementów i co z punktu widzenia projektantów będzie spełniało swoje funkcje.

JB: Wydaje się, że w dzisiejszych czasach profesjonalny narciarz musi być znacznie bardziej aktywny. Właściwie obowiązkiem stało się prowadzenie własnego bloga, strony na facebooku, własnej strony czy używanie twittera. Dodatkowo popularne stało się robienie krótkich filmów do Internetu. Czy zostaje czas na jazdę na nartach?

SB: Dobrą sprawą jest fakt, że większość ośrodków narciarskich zamyka stoki około 16.00. Pozostaje zatem wiele czasu na uporanie się ze wszystkimi tymi stronami i blogami. Żeby być rozpoznawanym, trzeba stale utrzymywać kontakt z fanami.

JB: Wiele się zmieniło od czasów, gdy zaczynałaś jeździć. Jest coraz więcej dziewcząt jeżdżących na nartach, a w tym roku jest też coś więcej film narciarski, w którym występują wyłącznie kobiety.

SB: Oczywiście, różne rzeczy zmieniły się drastycznie, odkąd zaangażowałam się w ten sport. Na początku wszyscy znali wszystkich, którzy jeździli na nartach typu twin tip. Znało się nawet wszystkich jeżdżących w innych ośrodkach. Oczywiście, jak już wspomniałam, nie było innych dziewczyn. Teraz mamy równe nagrody pieniężne na X-Games. Czasami trudno mi uwierzyć w poziom ewolucji prezentowanych przez niektóre dziewczyny!

JB: Czy w branży narciarskiej jedyną możliwą drogą do zarabiania jest branie udziału w zawodach, czy można zarobić np. kręcąc wyłącznie filmy?

SB: Znam kilka osób, które zarabiają na życie występując w różnego rodzaju produkcjach, ale ważne jest to, by zwrócić na siebie uwagę sponsora, a do tego najprostszą drogą są starty w zawodach.

JB: Mamy do czynienia z nieprzerwaną ewolucją freeskiingu. Ludzie, którzy przyczynili się do rozwoju tego sportu, teraz szukają nowych wyzwań, czego najwyraźniejszym przykładem jest przenoszenie ewolucji ze snowparków poza trasę. Czy Ty także myślisz więcej o jeździe w głębokim puchu czy jednak wolisz skocznie i raile?

SB: Prawda jest taka, że lubię i to, i to. Trudno jest wybrać pomiędzy jazdą poza trasami a jazdą w parku, bo to dwie różne dyscypliny. Bardzo ważny jest dla mnie half pipe i trzymam kciuki za to, żeby został wpisany na listę konkurencji olimpijskich. (To już się stało - przyp. red.)

JB: Czy są rzeczy ,których chciałabyś spróbować na nartach?

SB: Jest mnóstwo rzeczy, których chciałabym spróbować. Jest nieskończenie wiele możliwości, chciałabym oczywiście zrobić jakiegoś doubla, nie wiem jednak, kiedy mi się to uda.

JB: Zwycięstwa w takich imprezach jak X-Games czy lądowanie nowych ewolucji na pewno powoduje wzrost poziomu adrenaliny we krwi. Czy myślałaś kiedyś o sobie, jako o osobie od niej uzależnionej?

SB: Jestem całkowicie od niej uzależniona! Uwielbiam przyspieszone tętno, szybsze bicie serca i przezwyciężanie swojego strachu. To jest coś trudnego do opisania. Myślę, że każdy powinien choć raz dziennie poczuć taki strach!

JB: Z kim głównie jeździsz na nartach?

SB: Z Kanadyjską Drużyną Halfpipe, w której skład wchodzą: Roz Groenewoud, Mike Riddle, Justin Dorey i Matt Margetts.

JB: Czy przyjaciele ze stoku to także ludzie, z którymi spędzasz najwięcej czasu w życiu poza górami?

SB: Jasne. To są ludzie, z którymi jem, trenuję, podróżuję i żartuję. Oni znają mnie najlepiej. Jest jednak kilku zaufanych przyjaciół, których mam w domu.

JB: Oboje - Ty i Twój mąż (freeskier Rory Bushfield) - jesteście narciarzami. Czasami pracujecie razem, ale powiedzmy to wprost, niekiedy musi być ciężko, kiedy jesteście po dwóch stronach świata.

SB: Rzeczywiście, bywa ciężko. Zawsze staramy się spędzać oddzielnie nie więcej niż 3 tygodnie. Jeżeli oznacza to, że spotykamy się gdzieś w jakimś innym kraju na dwa albo 3 dni - nie zastanawiamy się ani chwili. Jakoś udaje nam się tak żyć.

JB: Jakie jest Twoje najsilniejsze wspomnienie związane z freeskiingiem?

SB: Jest ich za dużo, żeby wskazać jedno! Dużo takich wspomnień jest związanych z początkami. Pierwsza 1080 była niesamowita. Podpisanie pierwszego kontraktu też mocno zapisało się mi w pamięci.

JB: Czy myślisz czasami o tym, co dalej?

SB: Do pewnego stopnia tak, myślę o tym więcej, bo jest to rzecz, o którą jestem często pytana. Nie wiem dokładnie, co to będzie, ale wiem, że kiedy przyjdzie odpowiedni moment zacznę robić coś, czym się interesuję, co kocham i jest dla mnie ważne. Do tego czasu będę jeździła na nartach.

JB: Czy uważasz, że Twoje życie jest jak spełnienie marzeń?

SB: Bez dwóch zdań! Czasami muszę się uszczypnąć, bo nie mogę uwierzyć w to, co robię, gdzie jestem, czy z kim jestem!

Copyright © Agora SA